czwartek, 25 kwietnia 2013

czego słucha MAŁGORZATA GUTOWSKA - ADAMCZYK kiedy pisze - czyli jeszcze raz o muzycznych inspiracjach i kolejna odsłona muzycznego cyklu książkowego;)

Dziś w muzycznej odsłonie książkowej przeniesiemy się do Francji końca wieku - barwnej i niezwykłej, dekadenckiej. Dziś muzyka równie piękna, jak książki, które przy niej powstały, klasyczna i wieczna, jak historia, która te książki buduje. Lecz bywa, że gorąca i ostra, jak brazylijska samba i amerykański rock. A to wszystko za sprawą mojego dzisiejszego Gościa - Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk.
Zapraszam!

Nie pamiętam już jak to się odbyło, podejrzewam jednak, że mój mąż kupił pierwszego walkmana podczas swojego stażowego pobytu w Paryżu. Zebraliśmy sporą kolekcję kaset magnetofonowych z muzyką popularną, których jednak nie mogę już sobie teraz przypomnieć.  

To mężowi zawdzięczam kolejne stopnie wtajemniczenia w technikę przenoszenia dźwięku (z czasem pojawiały się u nas discmany, kolejne mp3, wreszcie iPody). Używałam ich niemal do zdarcia tak w autobusie (dojeżdżałam do pracy), jak i podczas pisania.
Początkowo wydawało mi się, że słucham, aby wprowadzić się w nastrój, jednak prawda była nieco inna. Małe mieszkanie i brak możliwości ucieczki od niechcianych dźwięków, komputer, przy którym siedząc niemal dotykałam plecami telewizora, zmusiły mnie do poszukiwania dźwiękowego odosobnienia. Muzyka otulała kokonem dźwięków uporządkowanych, które nie przeszkadzały. Z czasem zrozumiałam, że daje mi też jeszcze coś niezwykle istotnego – energię. 
Moją edukacją muzyczną zajmował się mąż. To on przynosił płyty kolejnych artystów: Basi Trzetrzelewskiej, Mariah Carey, Michaela Boltona, Barry’ego White’a, Kenny’ego G, Michaela Boltona, Whitney Huston.


Moje najnowsze książki, w tym „Cukiernię Pod Amorem”, pisałam już jednak niemal bez słuchawek w uszach, od kilku lat mamy bowiem dom, a ja w tym domu mam swój gabinet. Mogę zatem zamknąć drzwi, odgradzając się od meczów piłki nożnej, które moi panowie oglądają z namiętnością prawdziwych kibiców, filmów ze ścieżką dźwiękową nagraną w systemie Dolby Surround, czy prób zespołu muzycznego mojego syna, kiedy te same kilka taktów piłowane jest tak długo, póki nie nauczę się ich na pamięć.
Czasem zakładam słuchawki, kiedy zatęsknię za jakimś artystą, czasem wkładam jego płytę do odtwarzacza. Dzieje się tak najczęściej kiedy gotuję i tę muzykę mój syn-perkusista nazwał „muzyką z kuchni”.
Tych „ulubionych” wykonawców jest sporo, ale gdybym wśród nich miała wybrać tego, po którego sięgam najchętniej, to byłyby to kolejne płyty Carlosa Santany. Santana towarzyszył mi wiernie podczas pisania „Niebieskich nitek”. Potem dzięki synowi odkryłam zespół Green Day, który wspomagał mnie w pracy nad „220 liniami”. 





Z kompozytorów klasycznych słucham najchętniej Mozarta i Rossiniego. „Cyrulika Sewilskiego” znam już chyba na pamięć.  Pracując nad „Podróżą do miasta świateł” i „Paryżem, miastem sztuki i miłości w czasach belle epoque” odświeżyłam sobie muzykę francuskiego fin de siecle’u, jak choćiażby  Maurice’a Ravela, Gabriela Faurego (polecam „Pavanę” op. 50), Claude’a Debussy’ego (polecam „Popołudnie fauna”), Camille’a Saint-Saensa (polecam zabawny „Karnawał zwierząt”) czy Erika Satie.

 
 
 

 






Uważam, że muzyka jest najdoskonalszą ze sztuk i trochę zazdroszczę młodszemu synowi, który ukończył szkołę muzyczną i przymierza się do studiów w tym kierunku oraz mężowi, który potrafi grać na gitarze, perkusji oraz na keabordzie.  Te wszystkie instrumenty są w naszym domu. Mamy też marakasy i to jest jedyny instrument, któremu po krótkim treningu, być może byłabym w stanie sprostać…   
 
Dziękuję Pani Małgorzacie za tę wzruszającą podróż w przeszłość, jak i w nieznane mi tereny.
Dziękuję!


Czego słucha Magdalena Pioruńska
Czego słucha Małgorzata Warda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz